piątek, 2 maja 2014

Rozdział 2 Too much talking not enough doing

<Oczmi Liz>
      Męcząca podróż samolotem, w końcu dobiegła końca. Wyszłyśmy trzymając walizki. Stanęłyśmy jak wryte i jedyny dźwięk jaki wydobył się z naszych ust, w tym samym czasie to ,,wwooww". Było tam naprawdę tak samo jak wszędzie indziej. Więc to wow było czyście ironiczne. W różnych czasopismach, w internecie nawet w biurze podróży, to miasto było opisywane jak ,,inne". Wspaniałe, złote miasto. Tym czasem wygląda to jak każdy inny zakątek Kalifornii. Bez większego zainteresowania miastem, tym bardziej nudnym lotniskiem ruszyłyśmy do hotelu.
     Kiedy zobaczyłyśmy jak wygląda z zewnątrz po prostu bałyśmy się wejść do środka. Był przede wszystkim brudny. chyba, że to jakaś nowa moda, o której my nie wiemy. Szyld..jeśli w ogóle można to nazwać szyldem. Napis ,,Welcome" świecił się, znaczy świeciły dwie literki. C i e. Pod napisem, był daszek, pod którym były krzesła. miał pewnie chronić przed deszczem. szkoda, że nie ochroni, bo dziurawy. Stoliki zardzewiałe, pewnie od tego deszczu. 
    Weszłyśmy do środka. Wyglądało to mniej więcej jak loch. Jakim cudem, kto kol wiek tu wynajmował pokój. Chyba właśnie obraziłam sama siebie, ale cóż na ulotce nie było zdjęcia tylko wspaniały opis. Sama przeklęłam siebie, że nie wydało mi się to podejrzane. Już bym wpadła w wielki szał, ale całe szczęście nie miałyśmy z dziewczynami zamiaru tu spać. Wynajęłyśmy tylko pokoje u kogoś. Będziemy mieszkać z jakimiś chłopakami. wiecie to dobre rozwiązanie może będzie na co popatrzeć. 
   Weszłyśmy do pokoju. Ja bardziej określiłabym to jako schowek na miotły i rzeczy do sprzątania, ale jak kto woli. Położyłyśmy bagaże na łóżku. Znów bym określiła ten mebel inaczej. raczej deska z materacem nic więcej. Teraz była jednak przyjemniejsza rzecz do zrobienia. Poszłyśmy do salonu odebrać nasza autka na wyścigi. Jak podejrzewacie. Wyścigi nie są legalne. Biznes tego pana z autami również, dlatego auta były z małą zniżką. Z mówiąc małą mam na myśli dużą. 
   Stanęłyśmy przed salonem aut. Mężczyzna w siwych włosach i czarnym garniturze zaprowadził nas do swojego biura. Stanęłyśmy przed jego drewnianym biurkiem. On natomiast rozsiadł się w swoim duży, brązowym,skórzanym fotelu. Założył nogę na nogę i spojrzał na nas. jego wzrok przeszedł nas od dołu do góry. W końcu jego plecy odkleiły się od oparcia. Oparł swój pod brudek o jeden z nadgarstków, drugą ręką wysunął jakiś dokument z długopisem. Podniosłam go i przeczytałam by być pewną, ze na pewno nie oszukał i wszystko jest okej. 
   Mniej więcej chodziło o to, że wszystko co robimy w tym momencie ma zostać między nami, a kwota zostanie wpłacona w ciągu 2 miesięcy. Szybkim ruchem postawiłam swój autograf w miejscu podpisu. Mężczyzna go zobaczył, wstał i otworzył drzwi pokazując ruchem ręki, żebyśmy wyszły pierwsze. To było dziwne nic nie mówi. Do tej pory, żadne z jakich kol wiek słów nie wydobyło się z jego ust. Pomyślałam, że po prostu jest tajemniczy i nie śmiały. 
    I w końcu. ten wspaniały moment. Trzy auta stojące na środku. Piękny błysk felg i lakieru. Sue i Jaz jak to one auta mają kolorowe. Sue czerwone, a Jaz żółte. Tylko moje się wyróżniało. jak zawsze. Czarne, ciemne. Takie lubię najbardziej. Nie wyróżniające się. A potem tylko czekam,aż nikt kto mnie s początku nie kojarzył widzi mnie pierwszą na mecie. To uczucie pobija wszystko inne. 
  Wsiadłam do środka. Kocham zapach nowej skóry. Złapałam w swoje ręce, czarną kierownice. Zamknęłam oczy i ukazał mi się już wyścig i to słodkie zwycięstwo. Lecz nie będę siedzieć w aucie z zamkniętymi oczami przy ludziach. Teraz wystarczyło poczekać tylko do wieczora. 
   Było około 18. Auta stały już przed tym pięknym hotelem na parkingu. Nie denerwowałam się. Tą ostatnią godzinę w tym cudownym miejscu spędzałam malując się, ubierając i robiąc fryzurę. Całkiem babskie rzeczy. Ubrałam się w to co najbardziej lubię. Czerń, ćwieki i dość krótka sukienka by uwydatnić swoje nogi. Zgadliście, czerń to mój ulubiony kolor. 
  Kiedy byłyśmy już na miejscu każdy stał przy swoim aucie. my z dziewczynami chciałyśmy  się rozejrzeć dlatego zostawiłyśmy je. Idąc można było zobaczyć wiele różnych typów ludzi. Zaczynając od tych co jarają chyba codziennie i biorą narkotyki po takich, którzy są tu tylko po to by poderwać panienki. Bo wiecie ja , Jaz i Sue to nie jedyne dziewczyny, które się ścigają.
<Oczami Justina>
   Jedyne co dowiedziałem się z tej rozmowy z Zaynem to to, że on bez mojej zgody wynajął  trzy pokoje naszego domu jakimś panienką. Ale nie to się teraz liczyło. Stałem przy swoim samochodzie oglądając dokładnie swoją konkurencje. Ogólnie my zawsze wygrywaliśmy te wyścigi. Jedynym zagrożeniem był Ben i jego kumple. Mówię tu o konkrecji potrójnej. Chodzi o takie jkaby podawanie pałeczki dalej tylko bez pałeczki. Jeśli dojedziesz do miejsca gdzie stoi osoba z twojej duzyny ty jedziesz prostą drogą do mety, a ona ściga się dalej. W drużynie muszą być trzy osoby. 
   Spoglądałem na wszystkich. Naprawdę miałem przeczucie, że nie ma się czego bać. Odrzucałem od razu myśl, że jakieś dziewczyny wygrają. Było ich dość sporo więc konkurencja coraz bardziej się zmniejszała. 
  Stałem i czekałem, aż w końcu wybije dokładnie 19. Nagle spośród ciszy usłyszałem stukot szpilek. Uniosłem głowę i spostrzegłem trójkę dziewczyn. bardzo ładnych. Moją uwagę przykuła ta pośrodku. W czarnym stroju. Była tajemnicza, ale z błyskiem w oku. Na jej twarzy widniał uśmiech, mówiący o tym, że jest przekonana, że wygra. Lubię takie laski, a ona była abrdzo seksowna. Jej przyjaciółki nagle gdzies poszły została sama, ale jej pewność nie znikła. Widać, że była nowa. Rozglądała się po całej okolicy, przyglądała się ludziom. Przeszła koło mnie i mogłem poczuć intensywny zapach jej perfum, może nawet tak intensywny jak jej charakter. Jako iż jestem tylko facetem moja ręka, sama poleciała w stronę jej okrągłego tyłeczka. Większość dziewczyn ztąd nie miała nic przeciwko. Ona jednak tak. Zanim zdążyłem ją chociaż lekko dotknąć złapała moją rękę w locie. Refleks to ona ma niezły. 
-Nie waż się mnie dotykać- powiedziała z dość groźną miną jak na dziewczynę i wielką powagą w głosie. A jej głowa przysunęła się do mojej. spojrzała  mi głęboko w oczy i odeszła oglądając się potem jeszcze.            
   Nie powiem to zachowanie było dość zaskakujące. nie byłem do tego przyzwyczajony. Większość dziewczyn cieszyła się i posyłała mi uśmieszki. Wiecie tu jestem znany jako król wyścigów, ani jednego nie przegrałem jeszcze sam czy z chłopakami. Nie mogę na to nikomu pozwolić.
  Nie wiem dlaczego, ale moje oczy cały czas wędrowały w stronę tej laski. Była naprawdę ładna i wyróżniała się. Porównując sobie inne ona była gotowa by zabić, a inne były o prostu głupie.
- Ej choć tu!- krzyknąłem w jej stronę w zamiarze lepszego poznania jej. Gestykulacją pokazała mi, żebym się zamknął i jej nie wołała. Oznaczyło to coś w stylu, że robię jej przed przyjaciółkami wiochę i przed innymi który już się śmiali.Dobrze, że nie śmiali się ze mnie. Znany byłem również, z tego, że nabierałem naiwne dziewczyny. 
-Czego chcesz, nie rozumiesz jak pokazuje, żebyś mnie nie wołała.- powiedziała znów groźnie, a jej oczy chodziły w kółko. Ona naprawdę była inna. 
-po co tu przyjechałaś?- powiedziałem chcąc jej uświadomić, że nie ma szans i dowiedzieć co ona tu robi, skoro dziewczyny nie przyjeżdżają tu by ścigać się na poważnie.
-po co?, żeby wygrać. - powiedziała i odeszła zarzucając włosami na moją twarz. 
<Oczami Liz>
   Bożę jak wkurzył mnie ten typek. Nie wie po co się przyjeżdża na wyścigi? Jeszcze tak jego zdziwiona twarz. Dowiedziałam się wcześniej, że on zawsze wygrywa. od razu poznałam go. Wyglądał identycznie jak ten ze zdjęcia. Chyba myśli, że znów mu się uda. Niech się nie przeliczy. Po tej naszej bardzo krótkiej, ale intensywnej rozmowie cały czas się na mnie gapił. non stop. Dlatego nienawidzę mężczyzn.
-Chce ci powiedzieć, że nie uda ci się wygrać ze mną.-szepnął mi nagle od ucha i odszedł, a ja tylko parsknęła. Ciekawe co zrobi ze sobą jak jednak mi się uda. 
   Nagle usłyszałam dzwonek uświadamiający, że każdy am się ustawić na swoje miejsca. Ja z naszej trójki jechałam ostatnia. Na mnie spoczywał największy ciężar. Jeśli dziewczyna pójdzie coś nie tak ja będę musiała wszystko naprawić. Ale mimo wszystko wierzyłam w nie.
   Siedziałam w aucie i czekałam, aż podjedzie Jaz. Serce waliło mi bardzo szybko. Ściskałam ręce na kierownicy. nie pomagał fakt, że ten chłopak z autem stał obok mnie w czarnych okularkach. Spoglądał co chwila na mnie i na osobę po drugiej stronie, której niestety nie mogłam dostrzec.
-Mały stresik? - odezwał sie w końcu odsuwając boczną szybę. 
-Stresik ? Nie, ale ty powinieneś się bać.
-Tak w szczególności dziewczyny - parsknoł
-Takiej jak ja? Owszem
-Przegracie, jesteście tylko bandą dziewczyn!
 W tym samym momencie kiedy wypowiedział te słowa w lusterku zobaczyłam jaz i tylko ją. Byłam z nich dumna. Ruszyłam z piskiem opon machając tylko chłopakowi, który pięściami uderzył w kierownice. pewnie był zły, że jego przyjaciela jeszcze nie ma. Ja jechałam sama, ale nie zwalniając tępa. Zawsze mogło stać się coś co mogło by zagrozić naszej wygranie. W pewnym momencie zobaczyłam auto tego chłopaka. Jechał szybko, prawie mnie doganiał. Uczciwie mogę powiedzieć, ze jest dobry, ale nie tak jak ja. Nawet na moment nie pomagałam mu się przebić, aż w końcu ruszyłam autem jak najszybciej umiałam zostawiając go w tyle. Meta była już blisko. Widziałam już tam auta Jaz i Sue.  Nagle ktoś uderzył w mój samochód. Słyszałam jak rysuje się lakier. To nie mógłby być nikt inny. Przyczepił się wręcz do mojego auta. Lecz już nie z takim czymś sobie radziłam. Zrobiłam gwałtowny zakręt po czym jego samochód uderzył w poręcz zapobiegającą wypadnięciu auta z szlaku. Tak jak mówiłam na początku. Wygrałyśmy. 
   Wyszłam z auta i z dziewczynami zrobiłyśmy nasze słynne, zwycięskie ,,ta dam".
-Biuściaste!- krzyknęłyśmy i klatkami piersiowymi uderzyłyśmy siebie.
Zobaczyłam tego chłopaka. Jego mina była tak zła. Był wściekły. Cały czerwony, a mi to sproawiało przyjemność. Trzasnął drzwiami. Podeszli do niego jego koledzy. z nielepszymi minami, a ja sledziłam wszystko i po cichu się uśmiechałam. Pewnie nie mogli w to uwierzyć. 
-Ej ludzie u kogo wynajęłyśmy te pokoje.!- Krzyknęła Jaz. Nie to, że coś, ale zapomniałyśmy adresu.
-U nas- odezwał się przygnębiony głos..przyjaciele tamtego dupka. 
-Co jakto u nas?! One?! - wydarł się nagle ,,dupek" . 
Co oznaczało, że teraz będę musiała się z nim męczyć. Przecież nie mamy gdzie indziej mieszkać, chyba , że...nie ten hotel wypada. Teraz to zwycięstwo w ogóle się nie liczyło. 
-Chodźmy na ten piknik!- krzyknął ktoś. Chyba wszyscy się tu przyjaźnili. Zwracało się to do wszystkich więc my z dziewczynami też poszłyśmy i do tego szczęśliwe. Każdy nam gratulował. Jak nie kochać tego uczucia.
____________________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ                                     
               

8 komentarzy:

  1. Genialny rozdział <3 czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu boskie *.* czekam na nn <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski rozdział :* Czekam na następny *.*
    Zapraszam do siebie :)
    http://nihonwawatashinojinseidesu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku... świetnie piszesz! :3 Bardzo podoba mi się Twój styl i z pewnością zawitam tu nie raz :3 Oczywiście obserwuje i zapraszam do siebie. ^.^
    http://tajemnicze-moce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Awww... Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Świeetne... <3 Kocham twojego bloga <3
    Zapraszam do mnie: http://tunerstrachu-justinandrose.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

KOMENTUJCIE!! PRZYJMĘ HEJTY